czwartek, 2 lutego 2017

Wakacje 2016 Italia

Witam, po długiej przerwie, obiecałam że wrócę.. i jest dobra okazja. 31.07.2016 wyruszyłyśmy w podróż do słonecznej Italii, która w tym roku okazała się być nieco mniej słoneczna.
Podróż rozpoczęła się na lotnisku Chopina, pogoda dopisywała i już niebawem wylądowałyśmy w upalnym Bari. Pierwszy postój - kawa na dworcu, a potem musiałyśmy się dostać na autobus do Alberobello, gdzie przewidziałam pierwszy nocleg. Kto z Was był już we Włoszech, nie raz na pewno się przekonał, że Włosi się nigdzie nie spieszą a im bardziej na południe tym bardziej bezstresowo. Tak więc za dworcem, skąd odjeżdżały autokary czekałyśmy niespełna 3 h na najbliższy autokar. W związku z tym, że " przystanek nie był oznaczony, musiałyśmy pytać niemalże każdego kierowcę czy aby przypadkiem nie jedzie w naszym kierunku. Wreszcie się udało i do Alberobello zajechałyśmy koło 21 spełnić swoje marzenie.




Na miejscu po zakwaterowaniu w Trullo i uzyskaniu cennych wskazówek od właścicielki mieszkania ( szukajcie noclegów przez AirBnB) wyruszyłyśmy na podbój tego uroczego, jedynego w swoim rodzaju miasteczka. Okazało się, że zupełnie przypadkiem trafiłyśmy na Festiwal Świateł. Na budynkach wyświetlane były piękne illuminacje jeszcze bardziej podkreślające bajkowość domków. Alberobello to niewielka miejscowość na południu Włoch w regionie Apulia, Znajduje się tu ponad 1400 trulli- domków zbudowanych bez zaprawy murarskiej  z kamiennych łupków na kształcie koła lub kwadratu ze stożkowymi dachami, przyozdobione są malowanymi na biało znakami o charakterze religijnym i nie tylko. Niektóre z nich są zamieszkane inne zagospodarowane są jako reatauracje, sklepy z pamiątkami, warsztaty rzemieślnicze. Warto pospacerować wąskimi uliczkami, mieszkańcy zachęcają aby wejść do środka, na taras widokowy, na zaplecze...można tak odkryć mnóstwo ciekawych rzeczy, np. makietę najstarszej części miasteczka. Warto też dodać że trulli z Alberobello od 1996 roku wpisane są na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO






























Po porannej kawie rozpoczęłyśmy zwiedzanie i odkrywanie na nowo.











Nie obawiajcie się wchodzić do sklepów, na zaplecza, na tarasy, takie miejsca odkryją przed Wami swoje sekrety. Na sklepach są tabliczki- wejście na taras widokowy gratis! Nie czujcie się zobowiązani, właściciele nic od Was nie oczekują. Dla nich ważniejsze jest to jakie wrażenie zrobią i czy polecicie takie miejsca swoim znajomym, niż czy w danym momencie zostawicie tam parę euro.












Kolejny przystanek POLICORO:) Pomału przenosimy się do regionu Basilicata w prowincji Matera. O Policoro niewiele się dowiecie z internetu bo jest to miasteczko niewielkie i niezbyt turystyczne. Żyje się tu spokojnie, nie ma turystów, je się zdrowe, uprawiane przez siebie warzywa, codziennie spotyka się z rodziną - i zawsze jest o czym porozmawiać:) no i jest plaża, morze, pełno lokali, nocne życie, koncerty na promenadzie, jest spokojnie i cudownie. Chętnie wracam to do moich znajomych i zawsze czuję się jak w rodzinie. Plaża jest dość kamienista, w morzu można dostrzec pływające metrowe żółwie oraz meduzy, bo właśnie tu mieści się siedziba WWF Policoro Heraclea. 













 Policoro leży pośrodku linii brzegowej Zatoki Jońskiej. Jest tu sporo campingów, obleganych przez szkolne i sportowe obozy. Jest sporo hoteli obleganych głównie przez Włochów. 


























W ostatnich latach pojawiła się dodatkowa atrakcja Resort Marinagri di Policoro- taka mała Wenecja z dostępem do morza.




Niestety pogoda nie dopisała i nadciągał prawdziwy Armagedon, ale i tak warto było zobaczyć to niesamowite miejsce.







smakołyki z Policoro




Kolejny przystanek w naszej podróży to
Sassi di Matera od 1993 roku wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Matera to miasto wykute w skale, słynie z dzielnicy Sassi obejmującej unikatowe domostwa i groty wykute w skale i w wąwozach.














Miejscowy miły pan wytłumaczył nam, że kiedyś do budowy wykorzystywano niemalże wszystko nawet kości ludzkie.






Za niewielką opłatą można wejść do zachowanej groty - Casa Grotta do Vico Solitario. Groty zamieszkiwane były przez ubogich chłopów, podzielona była na dwie części: mniejsze pomieszczenie dla drobnych zwierząt gospodarskich i na narzędzia rolnicze a większe dla wieloosobowej rodziny i konia oraz kur. Żródłem światła były drzwi i niewielkie okno nad nimi. Panowała tu wilgoć, brud i rozprzestrzeniały się choroby.








Czas ruszyć dalej po tygodniu plażowania i nocnych spacerów promenadą w Policoro ruszyłyśmy do Neapolu w centrum Zatoki Neapolitańskiej - region Kampania.










Kolejne miasto, które zachwyca od pierwszego wejrzenia. Mówi się, że jest tu bardzo niebezpiecznie, my spotkałyśmy się raczej  z życzliwością. Zachwycił mnie port, promenada, niesamowita stara część miasta, którą można zwiedzać bez końca, widoki na wyspy, na wulkan, pyszne jedzenie, piękne dzieła sztuki wyrabiane przez miejscowych.. tu nie ma co opowiadać...tam po prostu trzeba być.



Neapol leży u podnóży Wezuwiusza

Castel dell'Ovo
















Castel Nuovo





















'Można o tym wszystkim mówić i opowiadać, można malować, ale to, co się widzi, przekracza wszelkie wyobrażenia. Brzegi, zatoki, Wezuwiusz, miasta, przedmieścia, zamki, wille! Wybaczam wszystkim, którzy w Neapolu odchodzą od zmysłów"

— Johann Wolfgang von Goethe (który wizytował Neapol 27 lutego 1787
Wszystko co tu widzicie jest miniaturowe, taki stragan ma 40 cm wysokości. Niesamowite rękodzieła.











kolejne dzieła sztuki, szopki z ruchomymi postaciami


magnesy na lodówkę, wykonywane ręcznie na naszych oczach

Sfogliatelle- uwielbiam! ciastko specyficznie zawijane z kremem, twarożkiem, budyniem, czekoladą, z czym kto woli, do wyboru, do koloru.

duży wybór likierów, limoncello,
likier pistacjowy, czekoladowy, z białej czekolady...









































Cuoppo - smażone w głębokim tłuszczu przysmaki:
warzywa, owoce morza, mozzarelle, co kto lubi

Aby urozmaicić pobyt w Neapolu wybrałyśmy się na wyspę Capri. Zdecydowałyśmy się, opłynąć ją korzystając z przybrzeżnej oferty. Można wykupić same opłynięcie wyspy lub też opłynięcie wyspy + Grotta Azzurra, do której się wpływa. Pod warunkiem, że nie ma wysokich fal, a co za tym idzie dwudziestu łodzi czekających w kolejce do wpłynięcia. Skończyło się na tym, że zapłaciłyśmy za grotę, której oczywiście nie zobaczyłyśmy bo kolejka była spora i pan Kapitan= Przewodnik grzecznie zapytał wszystkich wycieczkowiczów czy zgadzają się- jednogłośnie- na to, aby płynąć dalej. Prawie jednogłośnie się zgodziliśmy. Dla osób, które jednak chciały zobaczyć grotę nie było żadnej alternatywy, tzn. jakieś obiecanki były,  że na lądzie będzie można dołączyć do innej grupy, tralalala, ale przecież jak kolejka to kolejka, więc zdaje się, że grota jest tylko na zachętę - za dodatkową opłatą, ale w sezonie raczej nikt jej nie ogląda, chyba że wybierzesz się wcześnie rano modląc się przy okazji o spokojne morze. Swoją drogą, przewodnik był zabawny, miał dużą wiedzę i mówił w dwóch językach:)























Alternatywą dla lokalnych busów jest Vespa, którą tuż przy porcie można wypożyczyć na godzinę lub kilka i wg wyznaczonych tras zwiedzić całą wyspę.














Kolejna wycieczka podczas pobytu w Neapolu to Wyprawa- przez duże W - POMPEJE I WEZUWIUSZ.
Od rana zanosiło się na urwanie chmury, ale wcale nas to nie zniechęciło. W pobliskim kiosku kupiłyśmy bilet łączony na dwie wycieczki : Pompeje i Wezuwiusz i to był nasz błąd. Nie polecam takiego rozwiązania. Uprzejmy Pan opowiedział nam, że bilet taki jest otwarty, mamy na nim zapisane godziny wyjazdu poszczególnych autobusów i możemy sobie wybrać godziny wyjazdu do Pompejów, potem na Wezuwiusza i nawet powrót a nawet z tym biletem będziemy zwiedzać. Rzeczywistość okazała się być bardziej okrutna. Jak wsiadłyśmy do autokaru i zajechałyśmy do Pompejów, okazało się że powitała nas około 60-osobowa kolejka do kas, bo bilet nie obejmował wejścia na zwiedzanie. Pani z autokaru poinformowała nas, że mamy 2 godziny na zwiedzanie gdyż po tym czasie ruszamy na Wezuwiusza. Dodatkowo zrobiło się bardzo zimno i zaczął lać deszcz. Więc spędziłyśmy w tym oto tunelu ze zdjęcia razem z inną setką ludzi prawie godzinę bo pod nogami po śliskich kamieniach płynęła rzeka wody i nie dało się nigdzie wyjść. 

W końcu jednak los zaczął nam sprzyjać i zaczęło się lekko przejaśniać. Tak więc widząc, że zostało nam niewiele czasu ruszyłyśmy prawie biegiem na podbój Pompejów. Innej opcji nie było:)








































Żeby zdążyć na czekający już autokar musiałyśmy prawie biec, jednak się udało i ruszyliśmy dalej. W autokarze pani zebrała pieniądze, żebyśmy nie musieli już czekać w kolejce po kolejne bilety, aby móc wejść na krater. Swoją drogą żadnej kolejki nie było:) Na zdjęciu widzicie postój autokarów i punkt, z którego ruszamy pieszo na samą górę, aż do krateru. 

 Można wypożyczyć sobie ( za opłatą) kije do podpierania albo przyjechać ze swoim, jedno jest pewne potrzebne są wygodne buty. My jak widać lubimy wyzwania i byłyśmy chyba jedynymi turystkami w historii w sandałach:)

tak wygląda krater



.










Kolejny i ostani niestety przystanek- Rzym.







































































































Wycieczka miała mieć szczęśliwe zakończenie w Cingue Terre, ale przełożyłyśmy to na następny raz. Ja już tam byłam i z przyjemnością wrócę. Chciałam nadmienić, że Włochy zawsze zaskakują, uczą, bawią i zostawiają niezapomniane wrażenia. Dla tych co nie wiedzą, w Italii również funkcjonuje Blablacar, więc jak chcesz podróżować taniej, a przy okazji poznać wspaniałych ludzi można z tej opcji skorzystać. W taki sposób przemieściłyśmy się do Mediolanu z parą cudownych ludzi, którzy rozpoczynali swoje wakacyjne podboje. Przejechaliśmy razem 600km, rozmawiając, śmiejąc się i dzieląc się wiedzą. To doświadczenie cudownie zamknęło ten wakacyjny czas i szczęśliwie wróciłyśmy do Warszawy. Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają:)

Share it